piątek, 21 sierpnia 2015

Nie chciałabym być niegrzeczna...

Nie ma czasu na długie posty, nie ma czasu nawet na krótkie, ale coś pisać chcę, bo to będzie dla mnie i dla Niej na kiedyś.

To tyle tytułem wstępu a teraz do meritum. Krótkiego zresztą.

Mój facet wydaje ten dźwięk. Dźwięk, którego ja wydać nie umiem. Taki jak budowlaniec z zapałką w zębach wydaje gdy przechodzi obok niego fajna chica. Mała go uwielbia i śmieje się w głos. A mi po usłyszeniu jego przychodzi do głowy tylko Pezet z Wdową. A to nie jest kawałek do śpiewania półrocznemu dziecku. No po prostu nie jest. Ale go lubię i jej śpiewam. Mało wychowawcze. Pewnie nie pierwsza mało wychowawcza rzecz, jaką robię i będę przy niej robić. Nazywanie dupy po imieniu tez chyba wielce wychowawcze nie jest, ale prawda jest prawdą i dupa jest dupą.

czwartek, 23 lipca 2015

A ty masz dziecko? A na fb nie było widać

No bo po co ja mam wrzucać zdjęcia dziecka na fb czy instagram? Czy ja mam ciśnienie na to, żeby wszyscy znajomi polubili zdjęcia Gałganicy? A czy Młoda powiedziało mi "mamusiu ja chce mieć 100 polubień"? No ma 4 miesiące to jeszcze nic nie powiedziała a ja ciśnienia nie mam. Na bloga też zdjęć nie wrzucam i w przyszłości nie mam takiego zamiaru. Jeśli wielcy znajomi z fejsa chcą dowiedzieć się co u mnie to serdecznie zapraszam w odwiedziny. A i wtedy można Młodej przywieźć skarpetki z pepco, bo śliczne są, albo nic nie przywozić, tylko po prostu przyjechać i uśmiechnąć się do niej.

I właśnie dlatego tak cieszy mnie wyrok portugalskiego sądu i jak nie miałam czasu, żeby usiąść i cokolwiek napisać tak teraz bazgrzę te kilka zdań poparcia dla takiej decyzji.

Dziecko to mały człowiek, nie zabawka, nie gadżet. Można być najdumniejszym ojcem czy matką bez codziennego wrzucania 5 zdjęć na fb. Bo dumę ma się w sercu, a nie z powodu polubień. A każde dziecko jest tym najpiękniejszym i najmądrzejszym dla swoich rodziców.

A jeśli w przyszłości postanowi być prezydentem to nikt nie wyciągnie jej zdjęć jak robi kupę albo ślini się na całego.

No i ja mam czym zanudzać znajomych jak się spotykamy.

środa, 17 czerwca 2015

Zdążyć czy zdąrzyć...

Myślałam, że tej kampanii nikt nie wziął w pełni na serio, że ludzie zauważyli jaka jest gówniana. W sumie miałam nadzieję, że wywoła odwrotny efekt i tak jak piszą niektórzy, ludzie się odwalą od kobiet i ich decyzji. Sama w sumie zareagowałam dość łagodnie na ten durny spot, bo mam teraz bardzo dobry czas. Nie wiem jak bym zareagowała na niego jak bym go zobaczyła w ciągu kilku pierwszych tygodni po porodzie albo wtedy kiedy staraliśmy się zajść w ciążę i nic z tego nie wychodziło. Na pewno nie tak delikatnie. Ale okazało się, że konsekwencje tego gówna są większe niż mi się wydawało.


Bo ten spot doskonale trafił do... hmm jak ich określić... mniej światłych. I siedzi taka jedna ciotka z drugą, jedna i druga wpadły przed maturą, poznały się w liceum wieczorowym dla dorosłych kilka lat temu, kariery nigdy nie zrobiły, jedna jest po rozwodzie, drugą utrzymuje mąż, któremu wybaczyła zdrady i picie i tylko dlatego nadal są razem. Dzieci mają już dorosłe. I siedzą i namawiają być może przyszłą synową jednej z nich do tego, żeby zaszła w ciążę "bo kobiety teraz to tylko kariera i blabla i kiedyś tak nie było". I mówią to wszystko jakby nad nią, jakby jej tam nie było. Bo to przecież takie wzniosłe i jak można inaczej myśleć. I mówią i chcą by ich punkt widzenia od razu wprowadzić w życie, ale żadna nie spyta co ta dziewczyna myśli o macierzyństwie. W dupie to mają. Gadają, żeby gadać, bo to teraz na topie temat.

One czują się świetnie, ta nad której głową pizgają ich słowa nie koniecznie.

Podsumowania spotu mam jeszcze trzy.

Pierwsze takie, że ten spot obraził całe stado kobiet, które ani nie pojechały do Tokio, ani nie wyremontowały domu.

Drugie - czemu nie przedstawić macierzyństwa w sposób pozytywny? Czy my na serio musimy ze wszystkiego robić dramat i tragedię? Przecież bycie mamą czy tatą jest fajne i warto tak ludzi zachęcać. Ale tylko tych, którzy chcą, a zastanawiają się kiedy. A całej reszcie dać spokój. 

Trzecie - przynajmniej część osób nauczy się jak się pisze zdążyć!

poniedziałek, 15 czerwca 2015

trzysta sześćdziesiątka wokół osi pępka

Miało być chronologicznie, ale się nie da, bo jak ja piszę to to małe coś leży obok i odpierdziela. Jak tu wracać myślami do ciąży jak ona kręci trzysta sześćdziesiątki wokół osi pępka? Do tej pory było w sumie łatwo, bo gdzie się ją położyło to tam leżała. A teraz już chyba tak łatwo nie będzie, bo się dziewczyna zaczyna przemieszczać.

Na kanapie, którą opanowałyśmy, musiałam zrobić zasieki, mury i fosy, żeby było w miarę bezpiecznie. Żaden wiking się nie przedostanie w jedną, żadna mała słodka dziewczynka w drugą. Mury mają swoje plusy, bo można na nich układać jej ulubionych przyjaciół. Więc leży Zosia, Pan Panda, Pan Tomy kratkowanym tyłkiem w stronę oblubienicy, bo inne strony są dla niej nieinteresujące i kilku innych, na razie nie posiadających imion, jako, że wzrok zaczepia na nich na chwilę, więc się o nich nie opowiada. I jak się tak dziewczyna kręci to przestawiaj matko zabawki, tak, żeby nie patrzyła do góry i główki nie zadzierała.

Siedzę więc obok niej, stukam w klawisze, oglądam porannik na jakimś kanale z bzdurami, słucham wrzasków pterodaktylich i przerzucam przyjaciół z muru jednego na drugi, a potem trzeci i czwarty i tak w kółko, bo też w kółko się kręci Gałganica.

A tu podgląd na kratkowany tyłek...




środa, 10 czerwca 2015

Nie odkładaj macierzyństwa na potem - a czemu nie?

Miało być o czym innym, ale nie będzie, bo chyba żadna nie młoda mama nie może przejść obojętnie obok spotu promującego wczesne zachodzenie w ciążę. Taaa... najlepiej jak ma się 17 lat. Organizm od tysięcy lat przystosowany jest do rodzenia właśnie w takim wieku, więc na co my wszystkie czekamy (no wiem, że nie wszystkie, ale generalizuję jak każda kobieta). 

Ano czekamy. Co może być zaskoczeniem dla twórców tego umoralniającego dzieła, wcale nie najważniejsze w tym wszystkim są kariera, podróże i kąt do mieszkania, chociaż nie powiem, że przecież milej mieszkać na swoim, niż z "teściami" jak jest się ledwo co pełnoletnim.


W moim przypadku czekanie okazało się polegać na wypatrywaniu księcia na białym rumaku. Twórcom w ogóle nie przyszło do głowy, że do rozmnażania potrzebny jest też przedstawiciel płci drwalskiej. A ja Wam powiem, że jak bym miała dziecko z jakimkolwiek ze swoich byłych to wcale nie była bym szczęśliwa, dawno byśmy nie byli razem, a dzieciak byłby weekendowym podrzutkiem w którymś domu. A tak doczekałam się swojego rycerza i cała reszta potoczyła się sama. 


Odkładałam macierzyństwo długo, zaszłam w ciążę po trzydziestce, ale wcale nie dlatego, że ważniejsze były wcześniej inne rzeczy. Wcześniej w ogóle nie było myślenia o dzieciach, więc jak mogło ono stawać w rankingu z czymkolwiek innym. Ale to też przecież jest kwestia niemożliwa, że kobieta po prostu nie chce i nie planuje dzieci w ogóle albo do pewnego momentu. 


Jedne trafia wcześniej inne później, jedne marzą o tych małych stopach jeszcze przed studiami, inne jak zostaną prezeskami. Jeszcze inne nie marzą w ogóle, dzieje się samo i też jest ok (choć nie zawsze, ale niech wydźwięk postu będzie pozytywny w przeciwieństwie do kampanii). I choć ludziom wydaje się to nierealne jest też grupa kobiet (i mężczyzn, o nich wszyscy zapominają), które nie chcą w ogóle mieć dzieci. Nie czują tego i świadomie unikają. Są przez to wytykane palcami i traktowane jak dziwadła. 


A ja powiem tak, niech ludzie zajmą się swoimi rodzinami/dziećmi itd, a nie ciągłym zaglądaniem innym w gacie. Ja w swoje zaglądam regularnie i jestem szczęśliwa, a co robi reszta w swoich domach to ich sprawa i ja nie zamierzam się wtrącać, póki nikomu nie dzieje się krzywda. 

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Mama nie na obcasach

Nie należę do tych perfekcyjnych kobiet, których wizerunek pokazują reklamy. Nie zmywam w żółtych rękawiczkach, nie noszę szpilek ani pełnego makijażu, jak wstaję to nie wyglądam fiołkowo, a raczej jak by mnie czołg przejechał, nie lubię gotować, sprzątać i wyrzucać śmieci. Generalnie gdyby nie mój facet to pewnie odżywiałabym się czekoladą i sokami (tak je piję, bo lubię, nie bo są zdrowe), a nasze mieszkanie wyglądało by jak po wybuchu bomby brudowej, takiej z mieszanki ciuchów, fusów po herbacie, które zaczęły żyć własnym życiem i kurzu - o jak ja nienawidzę ścierać kurzu… No w każdym razie perfekcyjna nie jestem, i zdecydowanie nie jest też ze mnie pani domu. Jak przychodzą goście to mogą liczyć na piwo, chipsy i zimną wódkę, chyba, że ktoś bardzo głodny to tosty mogę zrobić jeśli składniki przyniesie. Ogólny obraz macie. Do imprezy się nadaję, do gotowania ciasteczek w fartuszku raczej średnio.

I tak w tym całym braku nawet najmniejszej iskierki do prowadzenia domowego ogniska zaczęły mi 2 lata temu dzwonić jajniki. Że niby organizm domagał się dziecka, że niby to już ten czas. No w sumie najmłodsza nie jestem, bo 30 za mną, ale żeby tak od razu taki protest z jego strony, że jemu się chce mieć potomstwo? Przecież to nie organizm potem będzie się tym stworkiem zajmować tylko ja, a to nie jest wcale najbezpieczniejsza wersja dla dzieciaka w liceum, a co dopiero dla niemowlaka. Poszłam z tym do mojego faceta, żeby nie dusić się w środku, na co on spokojnym jak zawsze tonem powiedział: “poczekaj czy Ci nie przejdzie, jak z tym nowym zegarkiem czy butami. jak za dwa miesiące stan się utrzyma to coś się pomyśli”. I tak uspokoił moją niezrozumiałą zachciankę, jak ją wtedy okreslałam, na czas dwóch miesięcy. Tylko, że po tych dwóch miesiącach mi nie przeszło. I to chyba będzie opowieść trochę o tym jak to się potoczyło dalej i o tym co towarzyszy kobiecie zmieniającej pogląd na świat, a trochę o rzeczach innych, choć pewnie mniej, bo rzeczy inne zeszły na bardzo daleki plan, ledwo widoczny zza wielkiego brzucha a potem zza wielkich czarnych oczu patrzących w sposób, w jaki żadne inne oczy się nie patrzą.