poniedziałek, 1 czerwca 2015

Mama nie na obcasach

Nie należę do tych perfekcyjnych kobiet, których wizerunek pokazują reklamy. Nie zmywam w żółtych rękawiczkach, nie noszę szpilek ani pełnego makijażu, jak wstaję to nie wyglądam fiołkowo, a raczej jak by mnie czołg przejechał, nie lubię gotować, sprzątać i wyrzucać śmieci. Generalnie gdyby nie mój facet to pewnie odżywiałabym się czekoladą i sokami (tak je piję, bo lubię, nie bo są zdrowe), a nasze mieszkanie wyglądało by jak po wybuchu bomby brudowej, takiej z mieszanki ciuchów, fusów po herbacie, które zaczęły żyć własnym życiem i kurzu - o jak ja nienawidzę ścierać kurzu… No w każdym razie perfekcyjna nie jestem, i zdecydowanie nie jest też ze mnie pani domu. Jak przychodzą goście to mogą liczyć na piwo, chipsy i zimną wódkę, chyba, że ktoś bardzo głodny to tosty mogę zrobić jeśli składniki przyniesie. Ogólny obraz macie. Do imprezy się nadaję, do gotowania ciasteczek w fartuszku raczej średnio.

I tak w tym całym braku nawet najmniejszej iskierki do prowadzenia domowego ogniska zaczęły mi 2 lata temu dzwonić jajniki. Że niby organizm domagał się dziecka, że niby to już ten czas. No w sumie najmłodsza nie jestem, bo 30 za mną, ale żeby tak od razu taki protest z jego strony, że jemu się chce mieć potomstwo? Przecież to nie organizm potem będzie się tym stworkiem zajmować tylko ja, a to nie jest wcale najbezpieczniejsza wersja dla dzieciaka w liceum, a co dopiero dla niemowlaka. Poszłam z tym do mojego faceta, żeby nie dusić się w środku, na co on spokojnym jak zawsze tonem powiedział: “poczekaj czy Ci nie przejdzie, jak z tym nowym zegarkiem czy butami. jak za dwa miesiące stan się utrzyma to coś się pomyśli”. I tak uspokoił moją niezrozumiałą zachciankę, jak ją wtedy okreslałam, na czas dwóch miesięcy. Tylko, że po tych dwóch miesiącach mi nie przeszło. I to chyba będzie opowieść trochę o tym jak to się potoczyło dalej i o tym co towarzyszy kobiecie zmieniającej pogląd na świat, a trochę o rzeczach innych, choć pewnie mniej, bo rzeczy inne zeszły na bardzo daleki plan, ledwo widoczny zza wielkiego brzucha a potem zza wielkich czarnych oczu patrzących w sposób, w jaki żadne inne oczy się nie patrzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz